Każdy z nas ma czarodziejską moc, czyli "Chłopięce lata" Roberta McCammona

  • 3





Calvin i Hobbes. To chyba najlepsze skojarzenie jakie przyszło mi do głowy po przeczytaniu „Chłopięcych lat” Roberta McCammona. I nie chodzi mi tu o jakieś podobieństwa fabularne, bo to jednak dwie różne rzeczy są, ale mam tu na myśli hołd, jaki obaj autorzy złożyli dziecięcej wyobraźni. Ta historia dwunastolatka, rozgrywająca się w latach 60. minionego wieku w Alabamie po prostu wgniotła mnie w fotel, a następnie zmiażdżyła doszczętnie, by na sam koniec wycisnąć łzę wzruszenia. Naprawdę. To książka, która jest cierniem w oku dla wszystkich gatunkowych fundamentalistów, bo nie sposób jej w żaden sposób zaszufladkować. To książka która może nie burzy literackich schematów i nie wytycza nowych ścieżek w historii literatury, ale za to broni się piękną i wzruszającą historią. Najbardziej docenią ją Ci w których wnętrzu, pomimo lat na karku, wciąż tli się dziecięca iskierka. To oni odnajdując w sobie małego Cory’ego uronią łezkę nostalgii za swoim dzieciństwem. Tych, co tego nie potrafią po prostu nie jestem w stanie zrozumieć.


Czytać i smakować, bo to magiczna książka.


3 komentarze :

Unknown pisze...

Właśnie czytam jej wznowione wydanie, które ukazało się pod tytułem "Magiczne lata". Cudowna książka!

Ola pisze...

A ja się książką zainteresowałam po recenzji Ani Kańtoch, której też się bardzo podobała.

Agnes pisze...

No, Calvinem mnie kupiłeś.