Lubię przeglądać blogi. Takie książkowe, w których zapaleńcy znajdują w sobie odwagę by podzielić się wrażeniami z przeczytanych lektur. I tak sobie myślę: fajnie byłoby mieć własnego bloga książkowego. I proszę: oto jest. Rodził się w bólach, ale może dzięki temu się utrzyma. Bo ja się szybko zniechęcam.
A po co mi w ogóle ten blog? No bo sobie tak myślę: skoro już tak hurtowo pożeram te książki (patrz: nazwa bloga) i to wszystko mi się tak rozmywa po przeczytaniu, to może konieczność prowadzenia w miarę regularnych wpisów zmusi mnie do intensywniejszego skupienia się na lekturze. Pożyjemy, zobaczymy. Na razie zapraszam do czytania i komentowania.