Pomyślałem, że pisząc comiesięczne notki podsumowujące i przedstawiając plany
czytelnicze na przyszłość upiekę dwie pieczenie na jednym ogniu. Z jednej
strony zaspokoję moje zboczenie na punkcie statystyk i podsumowań, a z drugiej
może uda mi się zapanować nad rosnącym stosem nieprzeczytanych książek na
półkach. Rzecz podobną podpatrzyłem na innych blogach, np. u Młodej Pisarki czy
Shadow’a i jestem ciekaw jak ta świecka tradycja przyjmie się u mnie :-)
Lutowe
lektury:
- Dan Simmons, Terror
- Wojciech Mann, Krzysztof Materna: Podróże małe i duże, czyli jak zostaliśmy światowcami
- Dennis Lehane: Rzeka tajemnic
- Chuck Palahniuk: Potępieni
W
lutym udało mi się przeczytać cztery książki i bezdyskusyjnie najlepszą z nich
był opasły „Terror”, niesamowita powieść o wyprawie na biegun północny, doprawiona szczyptą fantastyki. Już teraz
mocny kandydat na książkę roku. Fajna była też „Rzeka tajemnic”. Według mnie
Lehane lepszy jest właśnie w one-shotach niż w swoim sztandarowym cyklu o
Kinzie i Gennaro. Zawiodłem się na duecie Mann/Materna. Niby fajnie się
czytało, ale jednak była to książka taka nijaka. Nawet nie wiem czy będzie mi
się chciało o niej coś więcej pisać. Miesiąc zaś zakończyłem „Potępionymi” i też
nie byłem do końca zadowolony. Jeszcze muszę się zastanowić co mi w niej nie
pasowało…
Jeśli
zaś chodzi o moje plany czytelnicze na marzec to prawdopodobnie będzie to
mieszanka czeskiego absurdu, baśniowości i dziewiętnastowiecznej klasyki
podlana solidną dawką teorii spiskowych.
Ale po kolei:
1.
Bohumil Hrabal: Obsługiwałem angielskiego króla
Już
zacząłem czytać i muszę powiedzieć, że jest inaczej niż się spodziewałem. Po
kilkudziesięciu stronach jakoś nie mogę jeszcze wbić się w ten gawędziarski ton
opowieści, ale mimo wszystko wciąga.
2.
Catherynne M. Valente: Opowieści sieroty
Dwa
baśniowe tomy, które już dość długo czekają na półce na swoją kolej. Choć „Palimpsest”
doceniam to jednak mam cichą nadzieję, że „Opowieści sieroty” będą lepsze.
3.Umberto
Eco: Cmentarz w Pradze
Wszędzie
głośno o tym Eco, a ja znam tylko „Imię róży” :-)
4.
Charles Dickens: Oliver Twist
W
„Wielkich nadziejach” (o których coś na dniach powinno się na blogu pojawić) po
prostu się zakochałem. Czas na kolejną opowieść rodem z dziewiętnastowiecznego
Londynu.
Optymistycznie zakładam
sobie jedną książkę na tydzień. Jak mi się uda to będę zadowolony. Jeśli będzie
coś ponadto to radość moja nie będzie znała granic. Tak więc do czytania… I
pisania też :-)