Wielkie nadzieje

  • III
    20
  • 4
Co za historia! Niby oklepany motyw o wyższości przyjaźni nad dobrami materialnymi, ale jak to się czyta! Nie wiem na ile przysłużyło się temu bardzo dobre tłumaczenie, ale „Wielkie nadzieje” to przykład klasyki która nie tylko nie trąci myszką z co drugiej strony, ale na dodatek wciąga do samego końca. Ale to co jest siłą tej powieści to jej barwni bohaterowie. Postacie z tej książki to tak jakby przekrój wszystkich możliwych ludzkich charakterów. Pewnie to truizm, ale tu naprawdę widać że to nie tylko papierowi bohaterowie, ale pełne życia postaci. Dla mnie numerem jeden był poczciwy Joe Gargery, szwagier głównego bohatera czyli Pipa. Już za ich wspólne dysputy o życiu, dałbym tej książce maksymalną liczbę gwiazdek (gdybym oczywiście jakiekolwiek gwiazdki nadawał :-), bo trzeba naprawdę być wirtuozem pióra by tak przejmująco pokazać przyjaźń dwóch osób. Bez wątpienia wzruszała mnie ta powieść, ale i wkurzała gdy Pip wspinając się po kolejnych szczeblach drabiny społecznej stawał się coraz większym bufonem. Założę się, że tą przemianą Dickens chciał skrytykować ówczesne społeczeństwo angielskie z tą swoją schizą na punkcie różnic klasowych. A komu mało to jeszcze całość dopełnia wątek sensacyjny na spółkę z miłosnym i momentami bywa naprawdę mrocznie.

Może tylko troszeczkę nie podobało mi się zakończenie, zwłaszcza po tym jak dowiedziałem się, że pierwsza wersja nie była tak optymistyczna. Ale to tylko troszeczkę, bo „Wielkie nadzieje” to bardzo smakowita uczta.

Dickens Ch., Wielkie nadzieje, Prószyński i S-ka 2009.