Łukasz Radecki "Bóg Horror Ojczyzna. Złego początki"

  • 3



Nie łyknąłem tej książki, co mnie w sumie zdziwiło. I to bardzo, no bo w końcu wiedziałem co biorę do ręki i byłem święcie przekonany, że to rzecz dla mnie. W końcu te lata stanu kawalerskiego z seansami horrorów spod dużej litery B, nie mogły chyba pójść na marne? Może nie nazwę się już koneserem, ale gdzieś tam we mnie jeszcze tli się sentyment do tego rodzaju rzeczy. „Bóg Horror Ojczyzna” to właśnie taki horror klasy B, ale jego autor w ogóle mnie nie kupił swoją historią. Dlaczego? Bo w przeciwieństwie do wszystkich hymnów pochwalnych na cześć obu zawartych w zbiorku opowiadań, ja w ogóle nie czuje żadnego klimatu. Obie historie mogłyby się dziać wszędzie, a mi się wmawia, ze to jakaś prawicowa karykatura naszej RP. Niby Radecki przedstawia całe tło już na początku, ale po kilku stronach lektury przestałem mu wierzyć, bo wszystko było takie powierzchowne. Ja wiem, że to ma być horror klasy B, ale w porównaniu z filmem książka ma łatwiej bo nie jest ograniczona budżetem, tylko wyobraźnią autora. No i Radecki puszcza wodze wyobraźni, ale niestety tylko wtedy gdy przychodzi mu opisywać sceny gore. Tutaj sobie nie folguje, więc rzeczywiście śmiem wątpić, czy ktoś znalazłby budżet, żeby cosik tak obrzydliwego sfilmować. Szkoda tylko, że resztę fabuły traktuje po macoszemu idąc po najmniejszej linii oporu, jakby opisywanie wszystkiego innego poza rozprutymi flakami było dla niego smutną koniecznością.

3 komentarze :

Anonimowy pisze...

I want to to thank you for this excellent read!!
I absolutely loved every little bit of it. I've got you saved as
a favorite to check out new things you post…

Also visit my site; chorwacja noclegi tanio

Charlie Librarian pisze...

Ja bardziej skoncentrowałem się na relacjach Stonki z żółtodziobem. Lubię te klimaty - stary, zmęczony pracą i życiem glina i świeżak pełen dobrych chęci, a przede wszystkim łbem nabitym regulaminem i przepisami. Ot, taka policyjna historyjka jakich wiele, ale za to w "delikatnie" lub jak napisałeś powierzchownie nakreślonym świecie przyszłości. Jakoś u Radeckiego mi to nie przeszkadzało.

Drugą część oceniam znacznie gorzej.

slavkomir pisze...

Tylko, że według mnie te relacje były sztampowe do bólu. Okej. Ja wiem z jakiego rodzaju literaturą mam tu do czynienia. To nie Marquez, ani nawet nie King. Po prostu liczyłem na to, że braki warsztatowe autor nadrobi absurdalnymi pomysłami, których próżno będzie szukać w literaturze nazwijmy ją klasy A. Coś w rodzaju gigantycznych krabów u Smitha, lub wielkiej świni u Mastertona. A tutaj miałem tylko flaki i rzeź. Teraz, po lekturze "Pradawnego zła" wiem, że Łukasz Radecki potrafi (przy pomocy Cichowlasa), a tutaj żałuję zmarnowanego potencjału.