Kolejny rok za nami i gdzieś tak ponad rok blogowania za
mną. Przyznaję się, że dolega mi szajba na punkcie ujmowania mojego
„bibliożerstwa" we wszelkie możliwe statystyki, ale kiedy przychodzi co do
czego (czytaj: czas zrobić małe podsumowanko na koniec roku), odzywa się we
mnie jakieś moje nieodgadnione wewnętrzne ja (czytaj: lenistwo), które każe mi
wrzucić na luz i oszczędzić wszystkim tego liczbowego bełkotu. Zresztą wynik
piętnastu wpisów, to trochę żenujący wstęp do całorocznej statystyki. A przecież
trochę tych książek udało mi się przeczytać w tym roku, tylko z tym pisaniem o
nich tak nie do końca wyszło. Bloga jednak zamykać nie zamierzam, bo zbyt dużą
frajdę sprawia mi pisanie tutaj. Nawet jeżeli piszę tak rzadko. A ponieważ
googlowe statystyki pokazują, że ktoś jednak te moje wypociny czyta (czyli WY
:-) mam zamiar skrobnąć coś nieco również w tym roku.
Gdybym jednak miał zrobić szybki remanent i wskazać co
najbardziej utkwiło mi w głowie z minionego roku, wymieniłbym kilka tytułów.
Nie wszystkie otrzymały na „Lubimy czytać” ode mnie maksymalną ocenę (w sumie
to chyba nic tak nie oceniłem), ale bez wątpienia były to książki które jakoś
mnie ruszyły, sprawiły trochę frajdy, a niektóre dały nawet do myślenia.
„Ameryka
nie istnieje” Wojciecha Orlińskiego
Orlińskiego
czytać lubię, bo jako jeden z nielicznych na łamach codziennej prasy nie pisze
bzdur na temat komiksów. Facet zna się na rzeczy, a na dodatek ma lekkie pióro.
Tutaj pokazuje jak bardzo popkulturowe mity zafałszowują nam obraz Stanów Zjednoczonych.
Niby nic odkrywczego, ale czyta się świetnie.
„Gottland”
Mariusza Szczygła
Ten
zbiór reportaży rzucił mną o ścianę. Oto gość, który w „Na każdy temat” budował
podwaliny pod tabloidową telewizję, postanowił napisać książkę o Czechosłowacji
i nieoczekiwanie zrewidował moje pojęcie o Czechach jako narodzie beztroskich
wesołków i piwoszy.
„Wysoki.
Śmierć Camerona Doomadgee” Chloe Cooper
A
tutaj z kolei zburzony został mój obraz Australii jako raju na ziemi. Jedna
głupia śmierć na posterunku policji staje się dla autorki okazją do ukazania
dramatu Aborygenów. Mocna rzecz, która przypomina, że w XXI wieku wciąż
niestety dzieli się ludzi na równych i równiejszych.
„Instytut”
Jakuba Żulczyka
Gdyby
nie rodzime realia nie uwierzyłbym, że napisał to Polak. Fabularnie jest tu
trochę zapożyczeń z innych horrorów, ale warsztatowo Żulczyk nie ustępuje ani
trochę kolegom z zachodu. Super czytadło, które trzyma w napięciu do samego
końca.
„Nieposłuszeństwo”
Naomi Alderman
Fajna
historia o tym jak spokojne życie ortodoksyjnych Żydów zostaje przewrócone do
góry nogami, gdy do ich społeczności powraca buntownicza córka rabina.
Dziwaczna
książka, która jednak urzeka plastycznością języka i bogactwem wyobraźni.
Przyznaję, że trochę mnie przerosła, ale wciąż gdzieś mi tkwi w głowie.
Chciałbym ją jeszcze raz przeczytać.
Nie
jest to żadne arcydzieło, ale te opowiadania mają w sobie tyle uroku, że na
pewno będę do nich niejednokrotnie wracał.
Nie obyło się bez czytelniczych rozczarowań, ale niech wspomnienie o nich sczeźnie w zakamarkach mej pamięci (co akurat trudne nie jest bo bez wątpienia cierpię na czytelniczą sklerozę).
Mam
kilka postanowień noworocznych, ale najważniejsze z nich dotyczy zwiększenia
aktywności na powyższym blogu. Ponieważ już na samym początku roku zaliczam
niezłą obsuwę, po raz kolejny utwierdzam się w przekonaniu, że życzenia
noworoczne w moim przypadku można sobie wsadzić w... gdzieś.
Wszystkiego najlepszego w Nowym Roku Wam życzę :-)
3 komentarze :
A co z komiksami? Masz w opisie "miłośnik komiksu" I gdzie te recenzje komiksów?
Oj zabieram się, zabieram i jakoś zabrać się nie mogę. Mam nadzieję, że coś ruszy w tym roku, ale ja już z książkami nie mogę utrzymać dyscypliny a tu jeszcze komiksy. Poza tym większość co czytam to taki amerykański mainstream z dużą ilością superhero. Nawet nie wiem czy ktoś byłby chętny to czytać :-)
Byłby.
Prześlij komentarz