To nie jest moje pierwsze spotkanie z Palahniukiem.
Zaliczyłem już kiedyś „Fight Club” i „Rozbitka”, tak więc lektura „Udław się”
nie była dla mnie jakimś wielkim szokiem. Trzeba jednak oddać autorowi, że
zrobił wszystko by wystawić na próbę moje poczucie dobrego smaku.
Nie jest to jednak trudne, jeśli głównym bohaterem zrobi się
seksoholika, który na dodatek obraca się w kręgu jemu podobnych i na każdym
kroku daje upust swojemu nałogowi. Poza tym Victor Mancini z lubością oddaje
się regularnemu dławieniu w ekskluzywnych restauracjach, żerując tym samym na
ludzkiej litości (i szczodrości). Na dokładkę dodajmy galerię mniej lub
bardziej skrzywionych mentalnie postaci drugoplanowych i wszystko razem
umieśćmy w sytuacjach tak absurdalnych (a niekiedy odpychających), że nie
pozostaje nam nic innego jak zapytać „co ten gość brał, kiedy to pisał?”.
Dla
mnie lektura książki Palahniuka to była czysta (chora?) przyjemność. Pewnie
dlatego, że dosadny (czy wręcz wulgarny) język podlany został solidną dawką
humoru, głównie w postaci sarkastycznego bohatera, dla którego drwina jest
chyba jedynym sposobem na przeżycie w tym „palahniukowym” świecie. Ale czy ten
świat, w którym wyznacznikiem ludzkiej egzystencji staje się nieustanny pęd do
zaspokajania swych hedonistycznych
zachcianek, nie jest trochę podobny do naszego?
Jest
jednak jedno „ale”, które trochę burzyło mi mój rubaszny nastrój podczas
czytania. Może przesadzam, ale czy matka anarchistka tylko mi przypominała po
trosze Tylera Durdena z „Podziemnego Kręgu”? A jeszcze te spotkania dla
uzależnionych, zestaw „praktycznych porad”*, konsumpcyjnie rozpasane
społeczeństwo... Czy aby Palahniuk się nie powtarza?
*
W sumie to te „praktyczne porady” to taki znak rozpoznawczy Palahniuka i bez
nich jednak nie wyobrażam sobie jego następnej książki :-)
Palahniuk Ch., Udław się, Niebieska Studnia 2007.
2 komentarze :
Widzę, że oceniamy "Udław się" bardzo podobnie. Mnie może tylko wątek z kamieniami wydawał się pod koniec zbytnio przegięty.
Kurczę. Mi też zakończenie nie podeszło. Trochę jakby zupełnie z innej bajki w stosunku do całej treści. Przy pisaniu tej recenzji przyszło mi do głowy: "kurczę, ale jak to w ogóle się skończyło?", co w moim przypadku świadczy o tym ze było takie nijakie (albo, że mam sklerozę :-)
Prześlij komentarz