Lekturę
„Dallas ‘63” już dawno mam za sobą, ale muszę powiedzieć, że trochę mi tęskno.
Może nie do samego Dallas, ale do tych małych mieścin, które z takim nabożnym
uczuciem opisał King. Mimo, że nie unika wytykania wad i niedostatków tamtych
czasów, to nie da się ukryć, że z kart książki wyziera ogromny sentyment autora
do przełomu lat 50 i 60, kiedy „wszystko smakowało lepiej”. Ale czemu się
dziwić? W końcu to czasy w których King spędził swoje dzieciństwo, a te jak
wiem raczej zawsze zapamiętujemy w jasnych kolorach. W sumie całą tę ponad
900-stronicową cegłę można byłoby scharakteryzować w jednym pytaniu: co byś
zrobił, gdybyś mógł zmienić przeszłość? I choć wokół usilnych prób zmiany owej
przeszłości utkana jest cała fabuła, to dla mnie koniec końców ta książka
okazała się właśnie hołdem złożonym tamtym czasom i przede wszystkim opowieścią
o miłości. Okej, jest to może opowieść prosta do bólu i nieco trącąca
sztampowością, ale bez wątpienia chwytającą za serce, do czego pewnie
przyczynia się gawędziarski styl Kinga. I tak w ogóle „Dallas ‘63” mogłoby być
znacznie krótsze, niektóre wątki nie mają znaczenia dla całej fabuły, inne są
nad wyraz przeciągnięte, a niektóre wskutek podróży w czasie po prostu się
powtarzają. Jednak czy gdyby ich zabrakło, to poczułbym ten niesamowity klimat,
który sprawił, że z żalem kończyłem całą książkę?
King S., Dallas 63, Prószyński i S-ka 2011.